Wakacje nie mogą się obejść bez dobrej muzyki i… dobrego piwa! W tym roku z pewnością nie będzie inaczej, zwłaszcza z takim składem Męskie Granie Orkiestry. Po premierze utworu „I Ciebie też, bardzo” spotykamy się z jednym z liderów tegorocznego składu – Vito Bambino, który opowiada o tym, jak wyglądała praca w studio oraz za kulisami singla i teledysku promującego trasę Męskie Granie 2021.
Jak dowiedziałeś się o dołączeniu do Orkiestry?
Szczerze mówiąc do końca nie wiem jak to się stało, bo cały proces w dużej mierze odbywa się za kulisami i to może dobrze. Gdybyśmy wszyscy wiedzieli, że jesteśmy na etapie rozmów, a potem o przejściu dowiedziałaby się tylko trójka, pewnie mogłoby to być bolesne. A dla mnie wyszło to tak, że Witek Michalak, label manager w wytwórni Def Jam Poland, poinformował mnie: „Słuchaj, jest na to mikro-szansa i trzymajmy kciuki, że się uda”, a potem już nie rozmawialiśmy na ten temat za bardzo no i… się udało.
Jak się poczułeś słysząc tę decyzję? Radość z szansy, czy może obawa przed nieznanym i ułożeniem sobie współpracy w tak różnorodnym artystycznie gronie?
Jedno i drugie! Z Dawidem współpracowałem już wcześniej, więc wiedziałem, że to będzie czysta zabawa. Nie wiedziałem, jaki jest Bartek Dziedzic, producent singla, ale bardzo się cieszyłem, że będziemy robili coś razem. Z Darią poznałem się kiedyś na koncercie, ale nie współpracowaliśmy wcześniej, więc nie wiedziałem, czy może ona nie jest na przykład jakąś divą 😉 Tymczasem okazało się, że wszyscy są bardzo, bardzo spokojni. U mnie rzeczywiście te uczucia były mieszane, ale w sumie pozytywne – nawet strach, gdyż wiedziałem, że do czegoś prowadzi.
Spodziewałeś się tego, że dołączysz do Orkiestry Męskiego Grania?
Myślałem o tym wielokrotnie, ale trudno byłoby być zaproszonym do takiego projektu jako Mateusz Dopieralski z Bitaminy – nikt by na to nie poszedł. Postanowiłem więc się trochę uniezależnić, żeby mieć szersze możliwości. Dwa lata temu powiedziałem chłopakom z zespołu: „Słuchajcie, widzę dla siebie szansę na horyzoncie, więc zrobię sobie tu powolutku jeszcze coś drugiego, aby móc korzystać z nowych możliwości i spełniać swoje artystyczne marzenia”. I cieszę się, że to tak fajnie wyszło.
Męskie Granie to projekt, w którym spotykają się różne osobowości ze świata muzyki, a pracując nad singlem artyści często wychodzą poza swój styl muzyczny. Jak się z tym czułeś? Czy podobało Ci się to, że mogłeś trochę poeksperymentować?
Gdyby był taki moment, że czułbym się nieswojo podczas pisania, głośno bym o tym powiedział. Tak samo, jeśli zobaczyłbym, że wszystko jest już napisane, a ja mam to tylko wykonać. Wtedy też pewnie nie byłbym zadowolony. Na szczęście okazało się, że cały proces był bardzo otwarty. Bartek co prawda miał już gotową produkcję, ale ona od razu spodobała się całej naszej trójce. Bardziej dynamicznej współpracy chyba nie można sobie wymarzyć. Jak usiedliśmy w studio, wszystkie moje obawy zostały od razu rozwiane.
A jak wyglądała praca za kulisami? Czy spotykaliście się fizycznie czy z powodu pandemii Wasza praca miała charakter zdalny?
Spotykaliśmy się u Bartka w studio. Pamiętam, że nawet gdy już wiedzieliśmy, że singiel „I Ciebie też, bardzo” został wybrany, wciąż to robiliśmy – tak po prostu, dla przyjemności, aby fajnie spędzić razem czas.
Jak długo trwała praca nad tekstem i muzyką?
W sytuacji, gdy trzy osoby (plus Bartek, który też dorzucał swoje 5 groszy) próbowały dojść do konsensusu, mogło to być skomplikowane. Natomiast tutaj naprawdę nikt się nie obawiał, że rzuci jakieś głupie zdanie, za które zostanie wyśmiany. Wszystko zbieraliśmy „do kupy”, a potem robiliśmy sobie taką dynamiczną, wspólną selekcję pomysłów. Czułem się tak, jakbym pracował wspólnie z chłopakami z Bitaminy.
Jak oceniasz efekt artystyczny singla?
Po pierwsze, chciałbym od razu powiedzieć, bo pamiętam, że były takie komentarze i ludzie mówili: „Ale gdzie tu gitary, gdzie to Męskie Granie” – ja jestem rocznik 88, a mój tata – 63 i od początku słuchałem tego typu muzyki. Mój tata słuchał Kraftwerk’ów, O.M.D, Jean Michel Jarre… Uwielbiał syntetyczne podkłady, bo taki był też czas i miał po dziurki w nosie gitar, więc dla mnie to w ogóle nie jest niemęskie. Mój ojciec to dla mnie wzorzec, pierwsza męska postać w życiu, a on słuchał dokładnie tego typu muzyki. Ja bardziej się cieszyłem, że nie ma powtórki z rozrywki, że nie gramy znowu po prostu głośno, tylko jestem częścią jakiegoś eksperymentu i próbuję czegoś nowego. Dla mnie to kolejny plus Męskiego Grania.
Co było dla Ciebie najtrudniejsze w pracy nad tym singlem?
Jak robiliśmy zdjęcia, musiałem długo trzymać otwarte oczy, a tam bardzo wiało 😉 To jest oczywiście mały kłopot. Tak naprawdę, póki co i na planie, i w studio, i podczas calli, do których byliśmy zapraszani, mam bardzo fajny i dobrze zorganizowany czas przez Żywca i całą ekipę pracującą przy projekcie. Czuję się jak na muzycznych wakacjach.
Teledysk do singla jest pierwszym nagranym w całości z drona – nagrywanie było dla Was, artystów, bardziej wyzwaniem czy zabawą?
Cała nasza trójka musiała skupić się najbardziej na tym, żeby w swoich ruchach zachować precyzję, co wcale nie było takie proste. Największe wyzwanie miał jednak operator – wybitny pilot tego drona. Żeby ułatwić mu zadanie, my musieliśmy jak najbardziej precyzyjnie powtarzać to, co robiliśmy w poprzednim ujęciu, a ekipa musiała sobie dosterować do nas drona.
Czyli było więcej zabawy?
Absolutnie tak! Choć na początku trochę bałem się tego drona – pierwotnie on w ogóle miał wylądować mi na dłoni! Ale jak tylko zobaczyłem, co pilot z nim robi, to sam do niego podszedłem i mówię: „Ziom, ufam ci, ląduj jak chcesz, nawet na tej mojej dłoni, bo widzę, że to ogarniasz i robisz to sumiennie”. Serio – super zabawa!
A jakie są Twoje plany na jesień? Wracasz do koncertowania, czy może myślisz też trochę o aktorstwie?
Z aktorstwem jest o tyle trudno, że to nie ode mnie zależy, kiedy mnie ktoś zabookuje. Jeśli natomiast chodzi o trasę, możemy sobie usiąść z moim bookerem i zacząć planowanie. Z drugiej strony, my tak rozmawiamy jakby już było po pandemii, a przecież nie wiadomo, co będzie jesienią, więc ja jako człowiek, który nie chce być potem smutny, wolę założyć, że tej jesiennej trasy nie będzie, a jeśli będzie, to super dar i świetna zabawa. Póki co trzeba grać, co jest i się cieszyć każdym koncertem, bo w tej chwili nie jest ważne, czy przyjdzie na niego 15 czy 2000 osób.
Męskie Granie dało Ci większą rozpoznawalność. Zauważyłeś teraz wzrost zainteresowania swoją osobą?
Były takie czynniki, które tu w Warszawie były bardzo odczuwalne. Zaczęło się w lutym od wspólnego numeru z Zuzią (Sanah), po którym nie spodziewaliśmy się aż takiego „wow”, a już wtedy pojawiły się pewne różnice. Natomiast jak plakaty Męskiego Grania zaczęły pojawiać się na mieście i nawet mój syn przechodząc obok takiego plakatu rozpoznał tatę, to rzeczywiście te głowy przechodniów zaczęły się coraz częściej obracać i to jest miłe. Ale ja nie mam wąsów ani nic rozpoznawalnego, jestem takim trochę kameleonem i bardzo to sobie cenię.
Czy masz singiel Męskiego Grania, który podobał Ci się najbardziej?
Zdecydowanie „Sobie i Wam” – ta dynamika, świetny głos Igo i tekst Kasi Nosowskiej. Do tego Organek i Zalewski. Także „Elektryczny” zawsze mi się podobał, bo lubię Dawida. No i najpopularniejszy singiel w historii, czyli „Początek”. Dużo było tych utworów!
Szykujecie jakieś niespodzianki dla fanów podczas koncertów?
Moim zdaniem całość jest dużą niespodzianką, bo nikt nie wie, co zagramy. Ja sam przez to, że mieszkam w Niemczech, niektóre utwory usłyszałem po raz pierwszy i wgniotły mnie w fotel. Pozwoliłem sobie też na małą, prywatną, niespodziankę, bo pozmieniałem trochę tekst utworu znanego na całą Polskę, więc pewnie będzie to spore zaskoczenie dla fanów trasy.
Dziękujemy za rozmowę!