O pasji, która napędza zarówno w pracy jak i w muzyce rozmawiamy z Tomaszem Trelą, naszym Dyrektorem ds. Sprzedaży w Kanale Tradycyjnym.
Czym zajmujesz się w pracy i po godzinach?
W Grupie Żywiec jestem Dyrektorem Sprzedaży odpowiedzialnym za cały kanał tradycyjny i egzekucję, a po godzinach realizuję swoje pasje, m.in. związane z muzyką. Od stycznia wróciłem do gry na perkusji po 30 latach przerwy i staram się grać jak najczęściej.
Masz jakiś background muzyczny?
Jestem samoukiem, wszystkiego nauczyłem się sam metodą prób i błędów. Mam niezły słuch i sporą chyba wyobraźnię, która pomaga mi w pełni zanurzyć się w muzykę, której słucham i którą chcę grać. Zamiast myśleć jak grać, staram się po prostu grać tak, jak czuję. Nie zawsze wychodzi na miarę oczekiwań za pierwszym razem, ale prędzej niż później gram całkiem dobrze każdy utwór, który biorę na swój warsztat. Pochodzę z rodziny, gdzie od strony mojego Taty wszyscy profesjonalnie zajmowali się grą na jakichś instrumentach, więc pewnie też coś odziedziczyłem po nich ?
A jak zaczęła się Twoja przygoda z perkusją?
Gdy byłem nastolatkiem uwielbiałem słuchać muzyki, poświęcałem temu bardzo dużo czasu. Chłonąłem w niewiarygodny sposób nowe brzmienia, dźwięki, wykonawców. Zawsze pasjonowali mnie wybitni instrumentaliści, kolekcjonowałem płyty. W pewnym momencie zacząłem się głębiej interesować wirtuozerią niektórych muzyków z poszczególnych zespołów, na początku byli to przede wszystkim gitarzyści wśród nich m.in. Eddie Van Halen, Steve Vai, Joe Satriani, Marty Friedman. Uczyłem się grać na gitarze, marząc aby ich kiedyć po prostu naśladować, jednak okazało się niestety, że gitara jest odległym ode mnie instrumentem, a ja nie lubię półśrodków i kompromisów, więc stwierdziłem, że jest mało prawdopodobne, że kiedykolwiek będę grał dobrze na tym instrumencie. Drugim obszarem, który mnie zawsze pasjonował, była kwestia rytmiki, więc naturalnym kolejnym krokiem była dla mnie perkusja. Zacząłem grać „na sucho” wybijając różne rytmy w domu, przeszkadzając sąsiadom, tupiąc nogami w podłogę i machając rękami. Trwało to kilka lat, a ja nigdy nie zakładałem, że faktycznie będę grał.
Miałem chyba 17 lat, gdy koledzy zaprosili mnie na próbę swojego zespołu, usiadłem na perkusji i pomimo tego, że grałem pierwszy raz na prawdziwym instrumencie, to po godzinie grania… zostałem poproszony o dołączenie do zespołu zastępując dotychczasowego perkusistę ? Miało to ogromną zaletę w postaci dostępu do klubowego instrumentu w Domu Kultury, grałem kilka razy w tygodniu po kilka godzin. Swoją pierwszą przygodę z tym instrumentem zakończyłem wraz z przeprowadzką do Krakowa, rozpoczynając studia i jak to bywa w młodym wieku, zmieniając swoje zainteresowania.
Na szczęście myśl o tym, aby wrócić do tej pasji tkwiła we mnie przez te wszystkie lata…
Wróciłem do grania niedawno – z okazji swoich 50 urodzin zainwestowałem w profesjonalną perkusję elektroniczną, która daje możliwości rozbudowy, a jeśli chodzi o brzmienie i odczucia grania jest praktycznie identyczna jak tzw. żywa perkusja, dzięki fenomenalnej technologii V-drums dopracowanej przez firmę Roland do perfekcji. Od stycznia tego roku mam okazję grać kilka godzin tygodniowo i realizować się ponownie w tej niezwykłej pasji.
Jak często ćwiczysz? Dużo grasz?
Ćwiczę bardzo rzadko, gram stosunkowo dużo i często – tak bym to określił. Nieprawdopodobną radość czuję, gdy wychodzi mi granie znanych rockowych kawałków – m.in. ostatnio Toto, Whitesnake, Van Halen, Guns N Roses, czy nawet niektóre kawałki Iron Maiden czy Metallica potrafię zagrać praktycznie on the spot. Staram się korzystać z playlist na Spotify, Apple Music, mam też aplikację na telefonie, która potrafi wyłączyć perkusję w dowolnym utworze albo na YouTube wyszukuję drumless tracks i gram sobie na żywo z moimi ulubionymi zespołami.
Z nauką jest trochę gorzej, bo trzeba mieć na to czas, trzeba ćwiczyć, a to czasem potrafi być dość „depresyjne”, kiedy trzeba powtarzać milion razy najprostsze rzeczy nie po to, żeby zagrać perfekcyjnie, tylko w pewien sposób zautomatyzować te wszystkie ruchy, aby podczas samego grania myśleć wyłącznie o muzyce. Od czasu do czasu korzystam też ze wsparcia genialnego nauczyciela, Oskara Podolskiego, jednego z najbardziej zdolnych perkusistów młodego pokolenia o potencjale w moim przekonaniu światowym, który na co dzień gra m.in. w zespole Agnieszki Chylińskiej.
Którzy perkusiści są Twoim zdaniem najlepsi?
Jest wielu fenomenalnych artystów, którzy zrobili na mnie wrażenie. Wśród nich jest kilku, których najczęściej podziwiam, próbując kopiować na miarę swoich możliwości i umiejętności.
Dla mnie absolutnym guru wszelkich perkusistów jest legendarny John Bonham, perkusista Led Zeppelin. Do tej pory pojęcia nie mam jak on potrafił tak grać. Drugim z nich Neil Pert z zespołu RUSH, absolutnie rewelacyjny warsztat, wybitny perkusista, niezwykle zaawansowany technicznie. Dla mnie raczej niedościgniony. Trzecim jest Alex Van Halen, jeden z najbardziej niedocenianych perkusistów świata, niezrównany w moim przekonaniu. Jeden z pierwszych, którego grą się ekscytowałem, jeszcze w latach 80-tych poprzedniego wieku. Van Halen był wówczas zespołem, którego słuchałem najczęściej. Oczywiście podziwiam jeszcze Larsa Ulricha z Metallica, który to zespol chyba „od zawsze” jest moim numerem 1. Do tego zawsze lubiłem niezwykle szalonego, ale bardzo interesującego Nicko McBraina z Iron Maiden.
Czy gra na perkusji przekłada się na pracę zawodową albo na odwrót?
To, co może łączyć moje dwa światy to przede wszystkim pasja. Jeśli tylko poświęcamy na cokolwiek czas to warto to robić z pasją – czy w pracy zawodowej, czy w grze na perkusji, trzeba wiedzieć dlaczego to się robi. Staram się za każdym razem podnosić poprzeczkę i przekraczać swoje aktualne bariery – w pracy staram się pozyskiwać nowe obszary rynku i znajdować lepsze sposoby na inspirowanie zespołów z którymi współpracuję, w przypadku gry na perkusji chodzi o to, żeby móc mieć z tego jeszcze większą frajdę stając się coraz lepszym, dokładniejszym i precyzyjnym muzykiem.
Druga rzecz zbieżna to niezwykła konsekwencja. Nie da się osiągnąć stawianych sobie ambitnych celów, jeżeli nie pracuje się wystarczająco wytrwale, a przecież nie chodzi o to, by zrealizować coś co jest przeciętne, czy wręcz zbyt proste, tylko faktycznie jasno sobie wytyczyć cel, precyzyjnie go zdefiniować i powiedzieć „Ok, to jest coś, do czego dążę”. W obu wypadkach poprzeczka może być bardzo wysoko zawieszona, ale zero kompromisów, ciężka praca i osiąga się to, co chce się osiągnąć, to tylko jest kwestia czasu, zarówno w pracy, jak i przy perkusji. Bardzo mocno w to wierzę.
Czy gdzieś można Cię usłyszeć?
Można, jeżeli zajrzy się do mojego domu ? Czasem nawet sąsiedzi czy znajomi przychodzą posłuchać jak gram, jednak nie robię tego dla audiencji tylko przede wszystkim dla siebie, bo to moja pasja. Nie jest to absolutnie obszar, który chcę w tej chwili w jakikolwiek sposób upubliczniać. Myślę, że może dojdę do momentu, kiedy będę chciał się tym dzielić z szerszą publicznością i być może z czasem będę więcej publikował na swoim kanale na YouTube czy w mediach społecznościowych.
Dziękujemy za rozmowę!
Tomek, dajesz świetny przykład, że nawet po wielu wielu latach można wrócić do dawnych pasji i rozwijać je przy odpowiednim nastawieniu i zaangażowaniu 🙂